sobota, 2 listopada 2013

Rozdział siódmy


Wśród ludzi są tacy, którzy muszą najpierw zobaczyć, aby uwierzyć. I ci, który muszą uwierzyć, aby zobaczyć. 
Adnachiel


   Po przebudzeniu była otępiała. Nie wiedziała, co sądzić o tym, co działo się tej nocy. Opowiedzieć komuś czy nie? Nie, jeszcze nie czas, stwierdziła. Mamie powie, że nie pamiętała czemu krzyczała.
   Siedziała w szatni z cichą nadzieją, że spotka Sebastiana przed przyjściem Oliwii. Nie ukrywała, że zamierzała działać w ich wspólnym interesie. Zdawała sobie sprawę, że konflikt między Oliwią i Krystianem zbliżył ich do siebie.
   W drzwiach pojawiła się przyjaciółka Liliany. Tym razem nie miała szczęścia. Owszem, cieszyła się na widok przyjaciółki, ale z Sebastianem musiała omówić pewną sprawę. Wolała, by obyło się bez świadków.
– Hej – rzuciła standardowo.
– Siema – odpowiedziała Oliwia i usiadła na ławce, by zmienić buty. – Dziwnie wyglądasz – dodała po dłuższej chwili ciszy.
– To znaczy...?
– No nie wiem. Jakbyś była zmęczona. Może powiedz mi teraz, o co chodzi, hm? Po co chciałaś spotkać się po lekcjach? - wypytywała delikatnie i niezbyt dociekliwie.
   Przesiadła się na ławkę obok przyjaciółki.
– Proszę, nie teraz. Chodźmy już, ok? – Nie chciała być niemiła, ale faktycznie czuła się okropnie.
– Okej. – Wiedziała, że z Lilianą nie było dobrze.
   Bardzo chciała wiedzieć, co ją zmartwiło, ale na razie wolała wycofać się z dociekliwością. 

   Lekcje minęły w smętnej atmosferze. Liliana nie miała chęci udawać dobrego humoru, aczkolwiek widocznie się ożywiła i wyglądała lepiej niż rano.
   Potrzebowała czyjegoś wsparcia. Kogoś absolutnie bezstronnego, jeśli chodziło o jej problemy. Nie mogła tak jak zawsze polegać na Oliwii, bo na jedno spotkanie była już z nią umówiona, fikcyjne, ale jednak. Sebastian odpadał, a Krystian nie umiałby jej odciążyć. Przydałaby się jej matczyna pomoc. Rodzicielka była bardzo dobrą słuchaczką i równie dobrą doradczynią, ale starała się jak mogła, pracowała za dwóch, by tylko zapewnić córce dogodne życie. I owszem, nie brakowało jej niczego. Oprócz wiecznie zapracowanej mamy.
   Jeszcze te sny... Nie chciała ich, ponieważ kiedy się budziła czuła się bardziej wyczerpana, niż gdy kładła się spać.

   Wychodząc z szatni, nie czekała na Oliwkę. Wymyśli jakieś wytłumaczenie, jeśli będzie się czepiała. Chyba że zrobi wyjątek, widząc stan przyjaciółki. W tamtej chwili nie dbała o to. Chciała już odejść.
   Postanowiła nie iść bezpośrednio do domu. Musiała jeszcze posiedzieć w parku. Klimat tamtego miejsca działał na nią kojąco. Szła wolno chodnikiem, nie unosząc wzroku i nie zaszczycając przechodniów spojrzeniem. Wyciągnęła z torby słuchawki i podłączyła do telefonu. Postawiła na Cartera Burwella. Delikatne, niskie dźwięki zaczęły rozpływać się w jej uchu. Obraz ciężarówek, samochodów, dzieci połączony z dźwiękiem skrzypiec tworzył świetną dramaturgię. 
   Sunęła nogami po chodniku z coraz bardziej poprawionym przez muzykę humorem. Gdy kończył się po raz trzeci odtwarzany już kawałek doszła do tablicy „Park Miejski”. Schowała odtwarzacz do kieszeni i rozejrzała się za dogodnym miejscem do rozmyślań i wyciszenia. 
   Przy sadzawce w północno-wschodniej części parku zauważyła znajomą osobę. Szczupła sylwetka tkwiła pochylona w bezruchu. Ruszyła w kierunku znajomego, wahając się jednocześnie, czy nie skręcić w inną aleję. Parę kroków przed dotarciem do celu chłopak wstał, wziął leżący obok ławki plecak i ruszył, oglądając się mimochodem. Jego wzrok zatrzymał się na dziewczynie. Teraz już nie miała odwrotu.
– Hej, Lilka, też przyszłaś trochę pomedytować? - powiedział i uśmiechnął się.
– No... powiedzmy - rzuciła niedbale do Sebastiana. 
   Chciała już usiąść, zamknąć oczy i w spokoju wsłuchać się w wiatr, który igrał z liśćmi.
- Wszystko ok? - zapytał. 
   Nie mógł udawać, że nie widział smutnej twarzy dziewczyny i się tym nie martwił. W szkole nie nadarzyła się okazja do rozmowy. Ona jednak nie miała ochoty na kolejne wytłumaczenia. Uśmiechnęła się tylko.
- Tak. Po prostu przyszłam chwilę posiedzieć - odparła i wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic nadzwyczajnego. 
   Sebastian najwyraźniej nie dał się nabrać. Dalej podejrzliwie się jej przyglądał. Wypuściła powietrze, a wraz z nim uszedł i uśmiech.
– Chcesz pogadać? – zaoferował. 
– Jakoś nie mam zbytnio nastroju do rozmów, przepraszam - powiedziała i spuściła wzrok.
– No ok, nie ma sprawy - rzucił trochę przygaszony i zmieszany jednocześnie. 
   Nie umiał się narzucać, nie chciał być dla nikogo natrętem. Odwrócił się i ruszył aleją w stronę domu.
   Dziewczyna, nie wiedzieć czemu, poczuła ukłucie winy. Zrobiło się jej przykro, że tak go potraktowała; chciał jej tylko pomóc, a ona zbyła go tanim tekstem. Nie wiedziała, czy go zatrzymać, czy nie. Z jednej strony potrzebowała ciszy, z drugiej czyjegoś wsparcia. On mógł jej to dać.
– Może zechciałbyś chwilę tu ze mną posiedzieć? - wykrzyknęła.
– Spoko - odparł i zawrócił. Po jego ciele rozpłynęła się przyjemna fala ciepła.
   Nie zachowywał się jak inni koledzy z klasy, o nie. Żaden z nich nie usiadłby tu z nią sam na sam, nawet jeśli nie byliby tylko znajomymi. Najwyżej w towarzystwie kumpla. Żaden z nich nie podszedłby również do sprawy zauroczenia tak delikatnie. Bez narzucania czegokolwiek, ale z cichymi i niekrępującymi sygnałami. Przez tyle czasu nawet zbyt cichymi. Wiedział, co i jak. Jego poziom emocjonalny był zdecydowanie wyższy niż kolegów z klasy.
   Siedzieli blisko siebie, żadne z nich nie odezwało się od około dwóch minut. Któreś musiało to zmienić.
– Może jednak chcesz pogadać. Ulży ci – odezwał się i spojrzał na sąsiadkę. 
   Ta westchnęła. Nie wiedziała, ile prawdy ujawnić.
– Powiedziałabym, gdybyś nie uznał mnie za wariatkę – rzuciła trochę ironicznie i uśmiechnęła się. 
   Pierwszy raz od rana bez wymuszenia.
– Spokojnie, będę bardzo wyrozumiały – dodał jej otuchy. 
   Dziewczyna utkwiła wzrok w koronie drzewa, na które właśnie wbiegła wiewiórka i zastanawiała się, od czego zacząć.
– Widzisz, ogólnie chodzi o Oliwkę i Krystka, ale nie tylko – zrobiła pauzę, myśląc dalej nad takim przedstawieniem sprawy, by nie zabrzmiała ona jak z ust pacjentki szpitala psychiatrycznego.
– Śmiało. Przecież wiesz, że nie wygadam nikomu.
– Wiem. Chodzi o to, że od paru dni śnią mi się dziwne rzeczy, a właściwie jedna konkretna rzecz. Ten las – powiedziała i ruchem głowy wskazała szumiące drzewa daleko przed nimi, zaraz za parkiem. Później zwróciła wzrok ku twarzy słuchacza. Nie dopatrzyła się kpiny czy oczekiwania na puentę żartu. Po prostu skupienie. Opuściła głowę i uśmiechnęła się. Dobrze, że to jego wybrała do powierzenia tajemnicy.
– Biegnę tam z jakimś typem, którego w życiu nie widziałam, na dodatek jest noc, a najgorsze to to, że wszystko dzieje się tak jakby... w świecie rzeczywistym. Tak jak my teraz tu ze sobą rozmawiamy – wyrzuciła z siebie jednym tchem. Ponownie utkwiła wzrok w jego twarzy. Miała głęboką nadzieję, że nie zobaczy niedowierzania, ale gdyby jej ktoś opowiedział podobną historię, pewnie skomentowałaby ironicznym uśmiechem. On jednak przyglądał się jej i wiedział, że nie żartuje. Odchrząknął tylko i zamyślił się.
– No powiedz coś - nakazała nerwowo po dłuższej chwili milczenia.
– Jak często masz te sny? - zapytał całkiem poważnie. Nie spodziewała się do końca takiej reakcji.
– Co dzień lub dwa.
– Od jak dawna?
– Mniej więcej od tygodnia.
– No i co o tym myślisz?
– Kompletnie nic. Nie wiem, jaki jest w nich sens, ani czemu przytrafiło się to akurat mnie. A wiesz, co jest w tym wszystkim naprawdę nienormalne? Ostatniej nocy rozmawiałam z tym, z kim biegłam. To dziwne, bo czułam się tak, jakbym była na spotkaniu. Sen wydawał mi się aż za bardzo realistyczny.
– Lilka, chyba za mało wypoczywasz ostatnio – powiedział trochę zmieszany.
   Nie chciał być niegrzeczny, ale cała historia brzmiała tak absurdalnie, że nie mógł się już powstrzymać.
– Wiedziałam! Po co ja, głupia, ci to mówiłam?! – Zerwała się z ławki, chwyciła torbę i szybko ruszyła aleją, kiedy poczuła mocny uchwyt na nadgarstku. 
– Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Usiądź.
– Wiesz co, daj mi spokój! Nagle mi się wyżalić zachciało. Mogłam siedzieć cicho – warknęła.
- A mówiłaś już komuś o tym?
- Nie, ale czułam, że w końcu komuś muszę. Szkoda, że padło na ciebie. - Ostatnie słowo z trudem przeszło jej przez gardło. 
   Mocno wyszarpnęła dłoń, czując, że oczy zaczynają niebezpiecznie piec. Sebastian położył rękę na jej ramieniu. Kciukiem przesuwał po dobrze wyczuwalnym obojczyku.
- Przepraszam. Nie chciałem. 
- To dla mnie nie powód do żartów, Sebastian. To mnie męczy - niemal jęknęła. Nie było to dla niej zbyt śmieszne.
Stał i patrzył na nią, myśląc, jak wiele tajemnic i emocji kryło się jeszcze w tej małej osóbce.
- No chodź, - Wyciągnął dłoń, licząc na to, że dziewczyna wtuli się w jego tors.
   Wiele tym ryzykował. Mogła to źle odebrać, albo krzywo na niego spojrzeć i odejść. Nie domyślał się jednak, że jego marzenie właśnie się spełniało. Dziewczyna podeszła, dając się objąć. Na początku była spięta i czuła się trochę nieswojo, ale w końcu zrozumiała, jak wielką satysfakcję sprawiała jej ta chwila. Oboje starali się sprawiać pozory zwykłego, przyjacielskiego uścisku. Trwał jednak zbyt długo. Sebastian położył dłoń na włosach przyjaciółki i wplótł palce między loki. On i brunetka zdawali sobie sprawę, że to ich czas, ich miejsce, że tak było dobrze. Nic nie potrafiło zaburzyć równowagi, która zapanowała między ich skrytymi potrzebami.
   Liliana nie mogła się już bać. Ta okoliczność wycofała strach na dalszy plan. Ważna była bliskość między nimi. Czuła każdy, delikatny, ale powstrzymywany ruch klatki piersiowej. Czasem nawet zadrżała pod naporem powietrza. Nie wiedziała, jaki miał wyraz twarzy. Ona od dłuższego czasu miała zamknięte oczy. Stała spokojna, rozluźniona i szczęśliwa. Wiedziała, jak wkrótce potoczą się sprawy. Nie bała się tej myśli. Przestała z chwilą, gdy stworzył niewyczuwalną dla nikogo oprócz niej barierę.
   Poczuła na sobie czyjś wzrok. Otworzyła oczy. 
   Zobaczyła kobietę, najprawdopodobniej po trzydziestce, która przyglądała im się ukradkiem. Miała na sobie biały T-shirt, czarne rybaczki i słomiany kapelusz z dużym rondem. Przykucnięta nie spuszczała z nich wzroku. Liliana zauważyła, że trzymała coś w dłoni. Liście. To chyba za wcześnie na ich zbieranie, pomyślała. Po chwili podbiegła do niej dziewczynka, około trzyletnia, w różowej sukieneczce i żółtym kapelusiku.
- Mamo, zobacz, znalazłam pomarańczowy - powiedziała dużo wyraźniej, niż na trzylatkę przystało. 
   Kobieta uśmiechnęła się do dziewczyny, a następnie wzięła liść od córki i dołączyła go do bukietu. Liliana odwzajemniła uśmiech i odsunęła się od przyjaciela.
- Myślę, że przeprosiny przyjęte - rzucił na wpół twierdząco i pytająco.
   Spojrzał na przyjaciółkę. Życzliwie pocierał dłońmi jej ramiona.
- A zasłużyłeś sobie? - odparła ironicznie i uśmiechnęła się.
- Sorry, że tak zareagowałem. Teraz już jestem pewien, że mówiłaś prawdę. Szkoda, że nie mogę ci pomóc, choć tak bardzo bym chciał... - wyznał ze smutkiem. - Mam nadzieję, że między nami wszystko będzie tak jak dawniej, i że mi wierzysz.
Bardzo chciał jeszcze raz ją przytulić, ale wewnętrzna bariera skutecznie powstrzymywała go przed podobnymi gestami.
- Wierzę ci. Tylko proszę, nikomu ani słowa, ani Oliwii, ani Krystkowi, jasne?
- Jasne. Powiedz mi, jeśli jeszcze raz przydarzy ci się coś podobnego, ok?
- Teraz to już chyba nie mam wyjścia, co?
- No faktycznie, nie masz - odparł zawadiacko i raz jeszcze przyciągnął przyjaciółkę do siebie. 
   Bariera nie dała rady. Poczuł się dokładnie tak, jakby trzymał w rękach cały świat.

_________________________________________________
No i jest. Trochę opóźniony, ponieważ miałam małe problemy z internetem:) Mam skrytą nadzieję, że czytacie i oczekujecie następnego rozdziału.
Tylko ten wie, kto pisze, jak wielką siłę mają komentarze pozostawiane pod postami. Dla was to tylko chwila, parę wyrazów. Pozytywnych, negatywnych, to nie ma zbytniego znaczenia, ponieważ działają tak samo.
...a dedykuję ten rozdział tym, którzy dotrwają w czytaniu do końca i zajrzą tu raz jeszcze. Pamiętajcie, im więcej komentarzy pojawi się u dołu tym większą będę miała świadomość, że mam dla kogo pisać.
To się rozpisałam... ;) Pozdrawiam was serdecznie ;3

4 komentarze:

  1. końcówka jest najlepsza ;)
    choc odnoszę wrażenie, że bohaterowie są coś tacy... hm, za bardzo dziecinni (tak to nazwijmy). Sebastian na początku za szybko się poddaje (jakby w sumie zapytał tylko z grzeczności) a później ta sytuacja jakoś tak podstawówkowo się rozgrywa z obrażaniem na chwilę xD
    literówki się plątają ;)
    Weny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękiii.
      No to w końcu gimnazjum.
      Ale staram się jak mogę.... tak tak, bardzo dużo osób mi pisze, że dialogi są banalne. Widocznie potrzeba mi sporo praktyki.
      Mam nadzieję, że ocenisz kolejny:)
      Pozdrawiam ;3

      Usuń
  2. Hm...przyznam szczerze, że długo się zastanawiałam co napisać. Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału. Bohaterowie za bardzo nie przypadli mi do gustu, a ten rozdział ma zbyt dużą ilość opisów niż samych dialogów, za czym osobiście nie przepadam.
    PS przy następnym rozdziale zdecyduję czy będę dalej czytała.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za opinię;)
      Mam nadzieję, że kolejny rozdział się spodoba :)

      Usuń