sobota, 30 listopada 2013

Rozdział ósmy


Niestety mam tendencję do radzenia sobie z problemami w taki sposób, że w ogóle sobie z nimi nie radzę.
Gabrielle Zevin - Zapomniałam, że Cię kocham

    Siedzieli prawie dwie godziny i milczeli od pewnego czasu. Kryjówka, jakkolwiek śmiesznie to brzmiało, była wybrana. Ustalili, że ujawnią się w skrajnym przypadku. Oboje jednak przekonywali się w duchu, że do tego nie dojdzie.
   Sebastian oparł się plecami o ławkę, splótł palce na szyi, a Liliana, odwrócona od niego, obserwowała miejsce daleko przed nią – wzgórze. Przymrużyła oczy, choć nie raziło jej słońce. W podświadomości zaczęła pojawiać się wizja. 
   Nagle przed oczami dziewczyny pojawiło się to samo wzgórze, tylko pokryte kolorem zachodzącego słońca. Ujrzała siebie stojącą na szczycie, a przed nią, przy budynkach, byli jej przyjaciele. Patrzyła na nich z nadzieją. Wyraz jej oczu zdawał się jasny. Podejdźcie, potrzebuję was. Oni jednak pomachali i odeszli. Nagle z lasu wybiegł młodzieniec. Znała go. Wziął ją za rękę i ...
 – Lilka? – Ktoś mocno uciskał jej ramię.
    Dziewczyna poczuła się jak wyrwana ze śnienia na jawie. Zachłysnęła się powietrzem.
 – Lila, wszystko ok? – Odwrócił twarz przyjaciółki ku sobie.  Skamieniałaś na chwilę. Co się stało?
 – Nic, nic – zbyła go odruchowo. Sama musiała się otrząsnąć z nawrotu pierwszego snu. - Muszę iść.
 – Już? – zapytał bardzo zdziwiony.
   Poczuł się dotknięty. Nie wiedział, co tak naprawdę przydarzyło się brunetce przed chwilą, dlatego pomyślał, że być może zanudził ją, nie odzywając się.
   Wyczuła żal w jego głosie.
 – Już długo tu siedzimy. Wkrótce przecież znów się zobaczymy – powiedziała i na pocieszenie położyła mu dłoń na ramieniu.
 – To spoko. – Zrobił dużą pauzę, jakby się zamyślił. – Do zobaczenia. – Uśmiechnął się, wstał i odszedł. 
   Obejrzał się jeszcze dwa razy, ale przyjaciółka niestety nie odprowadzała go wzrokiem. Zastanawiała się bowiem, czy ruszyć na wzgórze, czy też nie. Odwróciła twarz. Bała się. 
   Wzięła torbę i pobiegła w stronę domu. Odwracała się co chwilę z przestrachem, jakby ktoś ją gonił. Skoro pierwszy sen rozpoczął się tam, to kolejne miały miejsce w lesie. To, że młodzieniec z jej wizji próbował ją gdzieś zaprowadzić, już wiedziała, ale dopiero teraz w pełni uświadomiła sobie, że sytuacje mogą mieć odpowiedniki w realnym świecie. To takie oczywiste i jednocześnie nierealne, pomyślała. 
   Zatrzymała się gwałtownie. „Sytuacje ze snu mają odpowiedniki w realnym świecie”, własna myśl plątała się po jej podświadomości. Odwróciła się, patrząc na chodnik za sobą. Park pozostawiła już dawno w tyle, ale ta równo ułożona kostka była jak szlak łączący ją z najbliższą przeszłością, ze wspomnieniem jak deja vó.
   Gdy przekroczyła próg domu, poczuła nieskończoną ulgę. Mieszkanie było dla niej jedyną ostoją, jedynym miejscem, gdzie czuła się bezpieczna, choć tak naprawdę nic jej nie groziło.
   Położyła torbę na komodzie przy wejściu i przejrzała lodówkę w poszukiwaniu czegoś, czego ze stresu nie byłaby w stanie zwrócić. Na szczęście znalazła swój ulubiony jogurt. Powoli i w zadumie wkładała sobie kolejne porcje do buzi. 
   Starała się nie przejmować tym, co wydarzy się wkrótce, ale im bardziej odsuwała czarne myśli, tym silniej wracały. Oliwia odpychająca Krystiana od siebie. Wykrzykują sobie ze złości wszystko w twarz. Urazy skrywane od lat... 
   Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się podobnych obrazów na dobre. Ruszyła do salonu i kolejne dwie godziny spędziła przed telewizorem. W końcu, gdy przez pół godziny nie robiła nic innego, tylko przełączała kanały, zmieniła bluzę oraz spodnie, założyła szare półtrampki i ruszyła do parku.
   Żywo stawiała kroki. Nie wiedziała, że zerwał się wiatr. Kurczowo zaciskała pięści w kieszeniach bluzy. Próby odprężenia się szły na marne. Nie miała nawet siły, by iść z uniesioną głową. Co chwilę wzdychała lub mocniej przymykała powieki. Nie chciała tam iść, ale pragnęła, by Oliwia była szczęśliwa, a brak kontaktu z Krystianem stanowił zagubiony element układanki.
   Mijając ostatni zakręt, serce znacznie jej przyspieszyło. Była na tyle blisko parku, by ocenić, ilu ludzi się tam znajdowało. Starsza pani z pieskiem, dwoje dzieci - chłopiec i dziewczynka oraz kobieta, około czterdziestki, czytająca sporych rozmiarów książkę. Na oko niezbyt wytrawnej czytelniczki blisko czterysta stronicową. Pochłonięta do reszty nie zwracała uwagi ani na piski goniących się dzieci, ani psa szczekającego na kaczki. Liliana wiele była w stanie oddać za spokój, jaki bił od kobiety. Uśmiechnęła się i obejrzała, chcąc sprawdzić, czy Sebastian się nie zbliżał. Niestety nie ujrzała go.
   Przypomniała sobie uścisk sprzed paru godzin. Poczuła się wtedy dokładnie jak w domu. To było to samo doznanie. Spokój. Bezpieczeństwo. Nic nie mogło się jej wtedy stać. Tego potrzebowała, jednak poza jej potrzebami były też potrzeby Sebastiana, a on chciał cały czas jej. Nie nalegał. Ani razu do niczego jej nie zmuszał. Po prostu czekał. I się doczekał, pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem.
   Usiadła na ławce w północno-wschodniej części parku. Odgarnęła włosy do tyłu i założyła kaptur. Wiatr coraz gwałtowniej szalał nad ziemią. Od czasu do czasu słychać było pogwizdywanie gdzieś w trawie. Oczy dziewczyny lustrowały wszystko, co znajdowało się w ich zasięgu.
   Na lewo rósł rząd mijanych przez nią niedawno drzewek, na cienkich pieńkach i idealnie okrągłych koronach. Przed nimi stały dwie zielone ławki. Następnie była starannie wyłożona kamieniami aleja prowadząca do niewielkiej górki, z której zimą zjeżdżały dzieci, głośno krzycząc z radości. Później kolejny rząd drzewek, a przed nimi dwa rozkładające się po ziemi, sporej wielkości krzaki. To miejsce razem z Sebastianem wybrali na punkt obserwacyjny. Nie mieli zbytnio w czym wybierać, bo większość parku zagospodarowano na kwiaty, drzewa i ławki. 
   Po prawej był las. Do niedawna znaczył dla niej tak niewiele... Przypatrywała mu się uważnie. Drzewa gwałtownie kołysały się przy kolejnych podmuchach wiatru. Zdawały się machać do niej, zachęcając do zwiedzenia ciemnozielonego gąszczu. Dziewczyna zamknęła oczy. Mocno zaciągnęła się powietrzem. Nieco spalinowa i przesiąknięta sosnowym aromatem mieszanka wbiła się w jej nozdrza. Wsłuchała się w szum liści niedaleko przed nią. Harmonijny szmer zdawał się nawoływać. Chwileczkę.
 – No dalej. Chodź – usłyszała cichy szept.
   Serce podskoczyło jej do gardła. Czuła, jakby silna dłoń zacisnęła się na jej krtani. Otworzyła oczy. Drzewa rozchylały gałęzie i kierowały je w stronę wzgórza. Niczym nimfy kusiły i zachęcały. Po ciemnych, porywanych bezwładnie przez wiatr gałęziach nie było śladu.
   Dziewczyna oczyma rozszerzonymi do granic możliwości przyglądała się nieziemskiemu zjawisku. Wiatr wiał jej mocno w twarz, oczy piekły, ale nie była w stanie mrugnąć. Liście układające się jak włosy zahipnotyzowały ją do reszty.
   Nie wytrzymała. Na chwilę przymknęła powieki. Gdy je uniosła, wszystko zniknęło. Wiat dalej targał drzewami gwałtownie. Wszystko było na swoim miejscu. Tylko Lilka z twarzą wychyloną do przodu wpatrywała się w ścianę lasu. Przetarła oczy i jeszcze raz dokładnie ją zlustrowała.
 – O Boże. Zaczynam mieć paranoję – powiedziała tak, jakby zaczęła godzić się z nowo odkrytym faktem.
   Nie, nie, wyraźne widziała. Wyraźnie słyszała! Spojrzała na wzgórze. Dla większości ludzi przechodzących obok nie miało ono większego znaczenia. Dla niej jednak było to intrygujące, nietypowe, a nawet budzące strach miejsce.
   Ponownie przeniosła wzrok na drzewa. Ufała swoim zmysłom. Widziała kołyszące się nienaturalnie gałęzie, słyszała szept. Zerwała się z ławki, chcąc uciec przed własnymi myślami, gdy niespodziewanie za jej plecami wyrosła wysoka postać. Dziewczyna z impetem wpadła na nieszczęśnika.
 – Spokojnie. Już uciekasz? - zapytał Sebastian.
 – Oo... yhm. Już jesteś. To... dobrze. Idziemy?  Zmieszana chciała uniknąć odpowiedzi.
 – Tak. Chodźmy.
   Miał na sobie granatową bluzę z kapturem i workowate dresy. Na policzku widniało niewielkie zadrapanie. Brunetka uniosła dłoń, by dokładniej zbadać rankę. Nim zdała sobie sprawę, co robi, jej dłoń zawisła między nimi. Wskazała tylko palcem.
 – A to co?
 – Ostrzejsza wymiana zda z bratem - rzucił i uśmiechnął się. - No chodźmy już.
   Ruszyli w kierunku ustalonego miejsca. Na horyzoncie pojawiła się blondynka. Rozglądała się po całym parku, szukając Lilki. Ta na szczęście razem z przyjacielem znajdowała się za krzewem. Najpierw miał przyjść Krystian. Gdzie on się podziewał?
 – Napiszę do tego idioty.  Sebastian też był zły.
   Nagle zabrzęczał telefon Liliany. SMS od Oliwii „Gdzie jesteś?”, przeczytała na wyświetlaczu. „Trochę się spóźnię, ale na pewno przyjdę”, odpisała szybko.
 – Boże, no gdzie ten Krystian.  Była coraz bardziej podenerwowana.
 – Właśnie mi napisał, że biegnie.
 – Co mu to teraz da? Oliwia już jest.
 – Będzie dobrze. - Zdjął bluzę i rozłożył ją na trawie.  Usiądź.
  Przestań. Tylko ci zniszczę.
  Nie kłóć się tu ze mną teraz. Siadaj, mam inne.
   Postanowiła nie spierać się więcej. Usadowiła się wygodnie na materiale i objęła kolana rękoma. Spojrzała na górkę przed nią. Była prawie jak ta za jej plecami, tylko mniejsza.
   Musiała chociaż na chwilę przestać myśleć o sytuacji sprzed godziny. Zacisnęła powieki, wciągnęła mocno powietrze i zwróciła twarz ku ławce, na której siedziała Oliwia. Słuchała muzyki. Bardzo dobrze. To opóźni jej reakcję na przyjście Krystiana. O wilku mowa, przeleciało jej przez myśl, kiedy kątem zobaczyła roztargnioną osobę wbijającą nieudolnie rękę w rękaw bluzy.
  Patrz. W końcu jest.  Szturchnęła sąsiada i wskazała idącego żywo przyjaciela.
  Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak trzymać kciuki.
  Albo interweniować  rzuciła.
  Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.

***

   Oliwia siedziała spokojnie, niczego nieświadoma. Założyła nogę na nogę i wymachiwała stopą. To takie niepodobne do Lilki, żeby się spóźniała, pomyślała. Spojrzała raz jeszcze na aleję, którą powinna podążać przyjaciółka. Zerwała się z ławki natychmiast. Zamiast niej ujrzała osobę, którą miała ochotę udusić. 
   Krystian szedł z rękami w kieszeniach spodni. Miał bezbronną minę. A więc tak. To był spisek. Zapragnęła wyjąć telefon, wybrać numer Liliany i jej nabluzgać. Czemu uknuła intrygę, zamiast porozmawiać z nią na spokojnie?
   Nie wiedziała, co zrobić. Rozglądała się na boki, jakby szukała drogi ucieczki. Niestety nie miała się 
dokąd wymknąć. Zaniepokojony wzrok zwróciła ku nadchodzącej osobie. Im była bliżej, tym lepiej widziała smutek na przystojnej twarzy. Przez chwilę zrobiło jej się żal. Nie brała pod uwagę emocji Krystiana.
   Ale zranił ją. Co on mógł wiedzieć o jej uczuciach? Oglądał się za pierwszą lepszą, która zakręciła przed nim tyłkiem.
   Nikt w końcu nie miał serca z kamienia.
– Zobaczymy, co mi powie – wymamrotała do siebie pod nosem. 

   Stała już z obojętną miną. Brunet jednak nie wiedział, gdzie podziać wzrok. Zrobi to dla świętego spokoju, myślał. I dla Liliany oraz Sebastiana. Spojrzał na dziewczynę.
   Czarne legginsy idealnie opinały nogi, a rozpinany sweter w tym samym kolorze maskował niechciane fałdki. Przez te parę dni okłamywał sam siebie. Bardzo mu jej brakowało. Włosy blondynki targane przez wiatr przysłaniały szyję. Dawno nie widział jej uśmiechniętej... Chciał, by zmieniła wyraz twarzy na tak lubiany przez niego.
– Cześć – przywitał się. 

   Dziewczyna nie odpowiedziała.
– Więc... przyszedłem cię przeprosić.
– Za co? – zapytała oschle.
– Za to, że cię zdenerwowałem.
– Czym? – Oschły ton przeradzał się w złośliwość.
   Westchnął i spojrzał jej prosto w oczy. Ukazywały złość. Wręcz wściekłość. Ale ciało opanowała niemalże do perfekcji. Żadnego drżenia czy napięcia. Nie spodobało mu się to. Dlaczego była nastawiona do niego wrogo? Przecież chciał się pogodzić. Furia zapulsowała mu w żyłach.
– Słuchaj, Oliwia, naprawdę nie wiem, co cię wtedy tak zdenerwowało, ale przychodząc tu, miałem dobre intencje. Chciałem, żeby było jak dawniej.
– Czy może być jak kiedyś, skoro ty nawet nie wiesz, co mnie wtedy rozdrażniło?
– To powiedz mi - rzucił z naciskiem. 

   Miał nadzieję, że wyjaśni mu, o co chodziło.
– Teraz to już i tak niczego nie zmieni – rzekła, choć tak naprawdę z piersi wyrywało się słowo, które zrujnowałoby wszytko. 

   To jego chciała. Brakowało jej widoku jego oczu o ciepłym odcieniu brązu. Męczyło ją ciągnięcie sprawy w ślepym kierunku. Zakończy ją. Dla niego.
– Zapomnij o tamtym. Powód zostawię dla siebie. Nie powinnam wtedy tak głupio reagować. - Westchnęła
– Zgadzam się z tobą całkowicie. – Nim zdążył dokończyć ostatnie słowo, pożałował tego, co powiedział. 

   Przyjaciółka zgromiła go spojrzeniem. Chcąc uniknąć napadu złości, której nigdy nie potrafił zrozumieć, podszedł i przytulił dziewczynę. Zaskoczona niespodziewanym gestem wysunęła dłonie przed siebie, jakby chciała się bronić, ale nie odsunęła go.
– Skończmy to wreszcie. Nie jest mi łatwo. Tobie pewnie też. Poza tym pomyśl o Lilce i Sebie - wyszeptał jej wprost do ucha.
   Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie potrafiła się nawet rozluźnić. Chłopak nareszcie poczuł nad nią przewagę.
– To jak. Zgoda? – zapytał, nie wypuczając jej z objęć.
– Zgoda - westchnęła. 

   Objęła go delikatnie. Ten w odpowiedzi jeszcze mocniej przycisnął ją do siebie.
– Hej! Żebra chcę mieć całe – zażartowała.
   Oboje się zaśmiali. Oliwia odsunęła się od przyjaciela. Jego ręka powędrowała do jej rumianego policzka. Serce podskoczyło jej do gardła. Krystian dalej uśmiechał się do niej swobodnie, a ona nie mogła nawet przełknąć śliny. Wpatrywała się intensywnie w jego rozradowane oczy i nie dostrzegła tam niestety niczego innego poza radością z odzyskania bliskiej osoby. Ogarnęły ją złość i zawód. Zdała sobie sprawę, iż mimo tego, że nie będą razem, nie może stracić go drugi raz.



***


– No widzisz, wszystko poszło, jak należało. – Sebastian pocieszył Lilanę. 

   Cały czas była tak spięta, że ani razu się nie odezwała.
– Przez te parę dni myślałam, że nie wytrzymam. Zachowywała się tak, jakbyście nie istnieli. Pewnie nie chciała, żebyś akurat ty czuł się pokrzywdzony, ale... rozumiesz.
– Tak. Ciężki ma charakter, trzeba przyznać.
– Ale nie wytrzymałabym bez niej ani dnia. Jest dla mnie jak siostra. Zniosłabym każde jej humory.
– No nie jestem tego taki pewny – odparł ironicznie.
– Wiesz, myślę, że i tak mi się nieźle oberwie za ten podstęp. Bardzo nie lubi, jak coś się robi za jej plecami.
– Nie powinno być źle. Nie robiliśmy tego na jej szkodę.
– Jakby co, zrzucę trochę na ciebie – powiedziała i zaśmiała się.
– Nie ma sprawy. Najlepiej wszystko – skwitował.
   Przyjrzał się dziewczynie. Od mocno wiejącego wiatru miała zaczerwieniony nos i potargane włosy. Pojawił się także dobrze znajomy 
mu błysk w oku. Taki sam widywał, gdy była szczęśliwa.
– Może nie powinienem tego mówić, ale cieszyłem się z tej sprzeczki. Dzięki niej miałaś więcej czasu dla mnie.
– Gadasz jak egoista.

– Być może, ale dowiedziałem się przy tym ciekawych rzeczy. – Bacznie obserwował twarz dziewczyny. 
   Nieznacznie posmutniała. Nie chciała, by o tym wspominał. Przez ten czas, gdy przyglądała się godzącym się przyjaciołom, udało jej się zapomnieć o snach i dziwnym zjawisku mającym miejsce kilka godzin wcześniej.
– Nie chcę o tym teraz rozmawiać.
– Możemy, kiedy zechcesz.
– Zbierajmy się. – Podniosła bluzę i wręczyła przyjacielowi.
   Westchnął ciężko i ujął materiał.
– To do jutra – rzuciła dziewczyna i pomachała mu na pożegnanie.
– Do jutra – odparł zrezygnowany, bardziej do siebie niż do niej. 

   Żaden ze mnie facet, skoro nie umiem brać tego, czego chcę, pomyślał. Ale była taka krucha, delikatna i tak bardzo się wszystkim przejmowała, że zwyczajnie nie chciał jej skrzywdzić. Cóż, skoro czekał tyle czasu, poczeka jeszcze trochę.